Utworzyli oni szpital polowy, który przyciągnął tłumy ludzi. Nie było to jednak zbiorowisko rannych, tylko gromada miłośników historii. Każdy mógł przejść przez całą procedurę poboru do wojska. "Tylko żołnierze mają prawo do zupy!" - wykrzykiwał jeden z członków stowarzyszenia, zachęcając do udziału w rekrutacji do armii. Na końcu testów wszyscy dowiadywali się jaką przyznano im kategorię. Najczęściej była to kat. A, chociaż najmłodsi czasami otrzymywali kat. C, co miało dać im do zrozumienia, że na służbę przyjdzie jeszcze czas.
Wszyscy chętni przechodzili różne "badania", odwiedzali karetkę i szpital polowy oraz musieli czasami zrobić kilka pompek lub przysiadów, żeby udowodnić, że są wartościowi dla wojska.
Po południu odbył się konkurs dla dzieci, który polegał na rzuceniu granatem na jak najdalszą odległość. Zwycięzcy otrzymali dyplomy. Na zdjęciach poniżej widzimy specjalną skrzynie, w której przechowywane były owe granaty.
Szpital polowy był doskonałą okazją do zabawy dla całej rodziny. Rodzice wraz ze swoimi pociechami mieli szansę zobaczyć z bliska jak wygląda sprzęt wojskowy oraz jak dawniej przebiegała rekrutacja do wojska. Miejmy nadzieję, że "Cis" w przyszłości będzie dokonywał coraz więcej tak doskonałych rekonstrukcji historycznych.